Bo jedną z najważniejszych zasad jest to, aby pisać od serca i osobiście. Jak napisać ostatnie pożegnanie zmarłego? Treść pożegnania powinna być odzwierciedleniem prawdy. Nie ma sensu koloryzowanie dokonań bliskiej nam osoby, czy wybielanie jej poczynań.
Zasiłek pogrzebowy w 2013 r. przysługuje w wysokości 4000 zł osobie, która pokryła koszty pogrzebowy przysługuje osobie (zarówno fizycznej jak i prawnej), która pokryła koszty pogrzebu w czterech następujących przypadkach:1) Śmierć ubezpieczonego;2) Śmierć osoby pobierającej emeryturę lub rentę;3) Śmierć osoby, która w dniu śmierci nie miała ustalonego prawa do emerytury lub renty, lecz spełniała warunki do jej uzyskania i pobierania;4) Śmierć członka rodziny osoby wymienionej w pkt 1 i z uchwałą Sądu Najwyższego na podstawie punktu 4 można dojść do wniosku, że zasiłek pogrzebowy przysługuje także w razie śmierci małżonka pozostającego w separacji w rozumieniu art. 614 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego (Uchwała SN z dnia 17 stycznia 2012 r., sygn. I UZP 8/11).Oprócz rodziny zasiłek pogrzebowy może przysługiwać także pracodawcy, domowi pomocy społecznej, gminie, powiatowi, osobie prawnej kościoła lub związku wyznaniowego. Warunkiem przyznania zasiłku jest pokrycie przez wymienione podmioty kosztów świetle Ustawy z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych za członka rodziny uznaje się:1) dzieci własne, dzieci drugiego małżonka oraz dzieci przysposobione;2) wnuki, rodzeństwo i inne dzieci, z wyłączeniem dzieci przyjętych na wychowanie i utrzymanie w ramach rodziny zastępczej lub rodzinnego domu dziecka;3) małżonka (wdowę i wdowca);4) rodziców.
Dobór elementów powinien jednak uwzględniać zaproszonych gości i powagę sytuacji. Następnie wszyscy zebrani jadą na cmentarz, by złożyć ciało lub prochy w grobie. Zamiast krzyża umieszcza się tzw. pal świecki, który jest pozbawiony poprzecznych elementów. Pogrzeb świecki najlepiej jest ustalać z zakładem pogrzebowym, który 5 LISTOPADA 2018 ROKU, KOŚCIÓŁ ŚRODOWISK TWÓRCZYCH W WARSZAWIE POGRZEB EDWARDA DWURNIKA Czcigodny Księże Biskupie, Szanowni Duchowni, Szanowny Panie Premierze, Szanowni Państwo, Droga Rodzino, Bardzo dziękuję moim przedmówcom za dobre słowa o tacie. Moja mowa nie będzie łatwa, mój ojciec nie był łatwy. Ale, proszę, wysłuchajcie mnie do końca. Piszę tę mowę pogrzebową już piętnaście lat. Otóż od piętnastu lat – od 2003 roku – mój ojciec, Edward Dwurnik, zaczął poddawać się coraz bardziej chorobie, która drzemała w nim od wczesnej młodości, chorobie alkoholowej. Celowo rozpoczynam moje przemówienie od tego, o czym wszyscy wiemy, ale nie chcemy mówić. Od piętnastu lat regularnie dzwonił do mnie pijany i mówił różne straszne rzeczy albo widziałam go pijanego i działy się rzeczy straszne, o których nie będę tu opowiadać. To były momenty kryzysu, chwilowe, zawsze miały swój koniec, ale strach, że za chwilę stracę ojca; że spadnie ze schodów, że ktoś go śmiertelnie pobije, że przejedzie go samochód, że zaśnie na mrozie – ten strach nie pozwalał mi spać i całymi nocami pisałam mowę pogrzebową. Tak, proszę Państwa, to nie sam nowotwór zabił mojego tatę, lecz także alkoholizm. Od dawna źle się czuł, dobrze pamiętam, jak rok temu strasznie kaszlał, ciągle coś go bolało, coś było nie tak. Ale był zawsze albo pijany albo na tak zwanym kacu i stracił czujność – przestał odczuwać i rozpoznawać swój organizm. My – najbliżsi mu ludzie – także straciliśmy czujność. Ja osobiście w każdym razie byłam całkowicie przekonana, że złe samopoczucie, kaszel i inne objawy wszelakich chorób wynikają z nadużywania alkoholu. To prawda, że 80 procent nowotworów płuc jest za późno wykrywana i nieuleczalna, ale jednak czasem się udaje. Nowotwór musiał tatę trawić przynajmniej od kilku miesięcy i gdy 30 sierpnia – dwa miesiące temu – został wreszcie zdiagnozowany, było za późno na jakikolwiek ratunek. Przerzuty były rozsiane po całym organizmie. Alkoholizm to choroba śmiertelna, zaburza ostrość widzenia i znieczula. Wszelkie próby zerwania taty z alkoholem kończyły się fiaskiem, bo na ogół nie chciał z alkoholem kończyć, a gdy chciał (a próbował wielokrotnie), nie znajdował wokół dużego zrozumienia ani wsparcia. Żyjemy w kraju, w którym chorobę alkoholową nadal traktuje się jak zwykłą słabość, to tabu, o którym się milczy, albo kolorowy element życia artystycznego. Być może ci z Was, którzy mówią, że Dwurnik musiał pić, bo był wrażliwy, bo taka była jego natura, bo potrzebował odskoczni, znieczulenia i tak dalej, mają rację, ale ja jako jego córka wolałabym, aby dziś żył i aby za kilka miesięcy witał na świecie swojego pierwszego wnuka, Stanisława. I zamierzam w przyszłości wspierać instytucje, które uświadamiają polskie społeczeństwo, jaka jest istota alkoholizmu. Ale mówię o tej chorobie też z innego powodu. Tata stąpał po linie, z której mógł w każdej chwili spaść. Nieustannie bałam się, że za chwilę się to stanie, i w związku z tym wykorzystywałam każdą nadarzającą się okazję, aby się z nim widzieć, aby z nim rozmawiać (szczególnie gdy był trzeźwy – a wspaniale się wtedy z nim rozmawiało). Mam niezliczone godziny rozmów z tatą o malarstwie i życiu zarejestrowane na nośnikach audio i video. Tak więc paradoksalnie choroba alkoholowa i towarzyszące jej widmo końca, sprawiły, że nie traciłam czasu i o wszystko, o co chciałam tatę zapytać, zapytałam. Moi przedmówcy już wspominali, że był „genialnym obserwatorem i kronikarzem rzeczywistości” – ale co to właściwie znaczy? Sądzę, że dana mu była niesamowita wrażliwość. Tata czytał ludzi jak książki, nie tylko rozumiał ich większe i mniejsze dramaty, czytał ich myśli, przewidywał ich plany, znał ich zamiary, pragnienia, lęki, występki. To wszystko wyrzucał z siebie na papier i płótno. Wyrzucał z szybkością przekraczającą zwykłe ludzkie umiejętności. Sądzę, że musiał się pozbywać tych wszystkich obserwacji, żeby nie zwariować. Tu według mnie zawiera się istota geniuszu mojego ojca – w tej ogromnej nadwrażliwości oraz intuicji, które potrafił przeistoczyć w dzieło. Być geniuszem jest bardzo trudno. Zamienianie obrazów i historii krążących po głowie w sztukę istniejącą w materialnym, fizycznym świecie, wymaga wielkiej dyscypliny. Oczywiście, trzeba mieć pracownię, ogrzać ją i opłacić, zaopatrzyć się w pędzle, farby, terpentynę, płótna i inne narzędzia. Lecz co najistotniejsze – ręka malarza pracuje przez cały dzień. Minuta za minutą, godzina za godziną, dzień za dniem. To tak się łatwo i gładko mówi: namalował osiem tysięcy obrazów. Ale gdyby się zastanowić, ile to było godzin nieprzerwanej, mozolnej pracy? Tego się nie da policzyć, nie da się z niczym porównać. To są setki tysięcy godzin. Być geniuszem jest też trudno z powodu zawiści innych. Od zawiści niełatwo się odseparować, zawsze się ją czuje, bezbłędnie się ją rozpoznaje, nawet gdy jest umiejętnie skrywana. Te wszystkie wyroki na Dwurnika, zjadliwa krytyka, hejty w sieci, bojkotowanie go, wymazywanie gumką, wzdryganie się na dźwięk jego nazwiska… Drodzy Państwo, nie dziwcie się, że Edward bywał nieprzyjemny, szyderczy, gniewny, wrogi, że potrafił być niebywale złośliwy i antypatyczny. Musiał się jakoś bronić. Na szczęście tata na ogół potrafił odróżnić zawiść i jej pochodne złe emocje od tych dobrych – i otaczał się ludźmi, którzy go kochali, podziwiali i wspierali. A był człowiekiem dobrym i bardzo hojnym. W ciągu ostatnich ośmiu dni dostałam setki listów z kondolencjami, w których wiele osób, także mi nieznanych, napisało, jak szczodrze je wsparł, jak im pomógł – finansowo bądź oddając swoje prace na cele dobroczynne. Dobro taty neutralizowało zawiść innych. Zresztą, przebaczał bojkotującym i krytykującym go, interesowała go sztuka, poboczne problemy szybko zapominał. Tak więc również my przebaczmy mu gniew i wszelkie złośliwości, szyderstwa i prowokacje – i cieszmy się wspaniałym dziełem, które nam zostawił. Być geniuszem jest trudno, gdy się ma dzieci. Ale tata sprostał i temu wyzwaniu. Nie tylko zawsze miał dla mnie czas, nigdy nie zamknął przede mną drzwi swojej pracowni. Przesiadywałam w niej, odkąd umiałam siedzieć, fascynowało mnie powstawanie ogromnego obrazu. Jak tylko zaczęłam stawać i chodzić, natychmiast chciałam tatę naśladować, a on po prostu dał mi pędzel i razem malowaliśmy. I nie był to żaden eksperyment artystyczny, nowa formuła edukacji ani beztroska zabawa. Miałam dwa lata, potem trzy, cztery, pięć, sześć, a tata traktował mnie jak sobie równego – drugiego autora obrazu. W ten sposób wyrażał bezkresną miłość, zaufanie i szacunek do swojego dziecka. Całe moje życie był wspaniałym ojcem, kochającym, ufającym mi i szanującym mnie tak, jak nikt inny. Nauczył mnie, że w życiu najważniejsza jest ciężka codzienna praca i poczucie humoru oraz że nie ma sensu wiele od innych oczekiwać. Tego się trzymam i tego nauczę mojego syna Stanisława.
Sean W. Anthony. March 2021. Frankfurter. ABSTRACT In Mediterranean antiquity the ritual acts of binding and charming were often associated with ordinary domestic tasks reoriented through
Mowa Pogrzebowa - Wyniki wyszukiwania dla zdjęć i ilustracjiWyświetl filmy dla mowa pogrzebowaPrzeglądaj dostępne zdjęcia i obrazy (323) dla słowa kluczowego mowa pogrzebowa lub rozpocznij nowe wyszukiwanie, aby znaleźć więcej zbiorów zdjęć i wyniki
1 firma dla zapytania mowa_pogrzebowa Sprawdź listę najlepszych firm dla Twojego zapytania w lokalizacji: Warszawa, woj. mazowieckie Zdobądź dane kontaktowe i poznaj opinie w serwisie Panorama Firm
50 odp. Strona 3 z 3 Odsłon wątku: 13483 Zarejestrowany: 22-02-2010 11:02. Posty: 3921 IP: Poziom: Starszak 5 grudnia 2010 07:48 | ID: 344433 Teść zmarł 2 grudnia...Zaraz po wszystkim poinformowaliśmy rodziny,bliskich,znajomych... Następnego dnia z samego rana zaczęlismy zalatwiać wszystkie sprawy związane z pogrzebem tak by w sobotę możnabyło pochować Teścia. Mszę pogrzebową ustalilismy na godzinę ze względu na to iż po godinie 15 robi się ciemno. Zadzwoniła jedna z wnuczek Teścia i powiedziała żebyśmy przełożyli godzinę pogrzebu na godzinę bo jedna z córek mieszka za granicą i bedzie mogłabyć na pogrzebie dopiero z mężem nie chcielismy już nic zmieniać...No i zaczęło się telefon za telefonem. Jak wy tak w ogóle możecie...Przkleństwa,brzydkie słowa wobec się z córek powiedziała,że wytoczą nam WOJNĘ,że jeszcze się z nami kiedy ojciec leżał chory w domu nie było żadnego zainteresowania jego stanem,chorobą ze strony żadnej z jeszcze tydzień temu w niedziele zadzwonił do jednej z córek,która mieszka 15 km od nas by przyjechała go niedługo będzie,ale nie było był bardzo pogrzeb nie przyjechała żadna z córek ani wiem co o tym kiedy chowa się człowieka,chowa się go w złości odkłada się na o tym co zmarłego nalezy wspominać ciepło z życzliwością i wiem co myśleć o tej całej sytuacji. 19 grudnia 2010 18:16 | ID: 358100 dziecinka W sumie to zapytać nie zaszkodzi. Bo przecież oni nie mogą Wam psuć nerwów bezkarnie. ja to bym się dodatkowo brzuszkiem zasłoniła bo jak to ciężarną nękać? i nie miałabym skrupułów, że to jakaś tam rodzina. wiem, że kiedyś i nas czeka taki bój.... bo kiedyś współlokatorka pasożyt umrze.. i wiem, że wtedy wszyscy będą chcieli przyjść i posprzątać jej pokój. ale ja już powiedziałam mężowi: z chwilą gdy ona umrze, wymieniamy zamki w drzwiach i bez naszej wiedzy i zgody nikt do mieszkania nie wejdzie. posprzątać pokój sami możemy, bo jaki to problem wyrzucić kilka mebli? jaki to problem rzeczy osobiste spakować do worków i wystawić do przedpokoju, żeby sobie "kochające" dzieci zabrały co chcą? a ręczniki, pościele i inne takie to mogą sobie zabrać jak im spakujemy, a jak nie to do opieki społecznej możemy oddać. a jak mi ktoś wejdzie bez mojej wiedzy i zgody do mieszkania to policję wezwiemy i już. 19 grudnia 2010 18:25 | ID: 358102 Kim jest, Gochno, dla Ciebie ta lokatorka- pasozyt? Czy to krewna? Powinowata? 43 dziecinka Zarejestrowany: 07-05-2008 11:21. Posty: 26147 19 grudnia 2010 18:32 | ID: 358107 Myślę, że tak będzie w porządku, Gosiu. Jak moja babcia zmarła, to nie jechaliśmy i nie szukaliśmy, co by zabrać. Całym sprzątaniem zajęli się ci, co z nią mieszkali. 19 grudnia 2010 18:49 | ID: 358129 dziecinka Myślę, że tak będzie w porządku, Gosiu. Jak moja babcia zmarła, to nie jechaliśmy i nie szukaliśmy, co by zabrać. Całym sprzątaniem zajęli się ci, co z nią mieszkali. Asiu - w tym przypadku nie będzie chodziło o to by posprzątać, ale o to co możnaby jeszcze ukraść.... ot wszystko... ja jestem zdziwiona tym co Magda pisze.... jak można w obliczu utraty kogoś bliskiego odgrażać się reszcie rodziny? jak można nie dość, że nie pomóc to jeszcze jątrzyć i wywoływać niepotrzebne emocje? nie wiem.... jakieś to dla mnie dziwne, że do spadku wszyscy chętni, ale dług na innych by zepchnęli... 45 dziecinka Zarejestrowany: 07-05-2008 11:21. Posty: 26147 19 grudnia 2010 18:54 | ID: 358139 gochna dziecinka Myślę, że tak będzie w porządku, Gosiu. Jak moja babcia zmarła, to nie jechaliśmy i nie szukaliśmy, co by zabrać. Całym sprzątaniem zajęli się ci, co z nią mieszkali. Asiu - w tym przypadku nie będzie chodziło o to by posprzątać, ale o to co możnaby jeszcze ukraść.... ot wszystko... ja jestem zdziwiona tym co Magda pisze.... jak można w obliczu utraty kogoś bliskiego odgrażać się reszcie rodziny? jak można nie dość, że nie pomóc to jeszcze jątrzyć i wywoływać niepotrzebne emocje? nie wiem.... jakieś to dla mnie dziwne, że do spadku wszyscy chętni, ale dług na innych by zepchnęli... MNie też troszkę w tym moim pisaniu chodziło i o to, że nie pchaliśmy się do "poszukiwań". Babcia na drugim końcu Polski mieszkała, widywaliśmy ją mniej więcej raz na rok. A ta sytuacja Magdy rzeczywiście nie do pozazdroszczenia. 46 madalenadelamur Poziom: Starszak Zarejestrowany: 22-02-2010 11:02. Posty: 3921 19 grudnia 2010 18:54 | ID: 358140 gochna dziecinka W sumie to zapytać nie zaszkodzi. Bo przecież oni nie mogą Wam psuć nerwów bezkarnie. ja to bym się dodatkowo brzuszkiem zasłoniła bo jak to ciężarną nękać? i nie miałabym skrupułów, że to jakaś tam rodzina. wiem, że kiedyś i nas czeka taki bój.... bo kiedyś współlokatorka pasożyt umrze.. i wiem, że wtedy wszyscy będą chcieli przyjść i posprzątać jej pokój. ale ja już powiedziałam mężowi: z chwilą gdy ona umrze, wymieniamy zamki w drzwiach i bez naszej wiedzy i zgody nikt do mieszkania nie wejdzie. posprzątać pokój sami możemy, bo jaki to problem wyrzucić kilka mebli? jaki to problem rzeczy osobiste spakować do worków i wystawić do przedpokoju, żeby sobie "kochające" dzieci zabrały co chcą? a ręczniki, pościele i inne takie to mogą sobie zabrać jak im spakujemy, a jak nie to do opieki społecznej możemy oddać. a jak mi ktoś wejdzie bez mojej wiedzy i zgody do mieszkania to policję wezwiemy i już. Taka rodzina nikomu do szczęścia potrzebna nie nękaniem nazwać to można bo mi jest z tym bardzo gochno wiesz,że nam przyszłym Mamusiom denerwować się nie jak dalej potoczy się piszą dalej my odpisywać nie mamy dowody jakiekolwiek na nękanie i zastraszanie to ja będę miała wraz z mężem. 19 grudnia 2010 19:00 | ID: 358145 MNie też troszkę w tym moim pisaniu chodziło i o to, że nie pchaliśmy się do "poszukiwań". Babcia na drugim końcu Polski mieszkała, widywaliśmy ją mniej więcej raz na rok. wiem Asiu. 48 Dawid_Borkowski Zarejestrowany: 09-10-2014 13:13. Posty: 1 9 października 2014 13:17 | ID: 1153254 Na pewno każdy chciałby godnie pochować bliską osobę. To z pewnością można spotkać w zakładzie pogrzebowym w firmie Heven -{WYMODEROWANO} Spełnili moje oczekiwania i wszystko załatwili to co do nich należało. Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie prowadzący ceremonię i następnie przepięknie wykonujący muzykę już na samym pożegnaniu. To było coś niezwykłego. Z całą odpowiedzialnością polecam ten zakład pogrzebowy. Ostatnio edytowany: 09-10-2014 14:39, przez: Stokrotka 49 Krystian30 Zarejestrowany: 18-11-2014 14:15. Posty: 3 18 listopada 2014 14:20 | ID: 1164571 Serdeczne podziękowanie należy się firmie ze Szczecina. Nie byliśmy w stanie o niczym myśleć, a trzeba było załatwiać wszystkie urzędowe sprawy. Rodzina, jak i ja chcieliśmy pochować mojego brata na cmentarzu centralnym w Szczecinie, który zginął w wypadku samochodowym. Firma bez problemu przetransportowała mojego brata z miejsca wypadku do miejsca pochówku. Niestety, w trakcie ceremonii pogrzebowej była bardzo brzydka pogoda. Nasza najbliższa rodzina mogła się skryć pod namiotem, który był przygotowany przez pracowników zakładu. Bardzo nam pomogli. Wywiązali się ze wszystkich ustaleń. Otwarci i życzliwi. Z całym szacunkiem polecam tą firmę. Ostatnio edytowany: 18-11-2014 16:17, przez: Sonia 50 marzenka36 Zarejestrowany: 29-06-2016 14:34. Posty: 10 29 czerwca 2016 14:38 | ID: 1326528 Pogrzeby to trudna sprawa. Jest nam smutko, przykro, nie rmożemy się pogodzić ze śmiercią bliskiej nam osoby. Targają nami różne emocje. Nie możemy się na niczym skupić, a organizacja pogrzebu to poważna i pracochłonna praca. Lepiej ją oddać w ręce profesjonalistów. Gdy zmarł mój świętaj pamięci dziadunio skorzystaliśmy z usług zakładu pogrzebowego. Pracownicy zakładu wszystkim się zajęli. Pogrzeb dziadusia był przepiekny. Świece, śliczne wieńce, piękna mowa pogrzebowa. Polecam wszystkim zakład pogrzebowy. Kontakt do nich znajdziecie na{wymoderowano} Ostatnio edytowany: 29-06-2016 15:50, przez: Stokrotka
Mowa pogrzebowa na Śmierć Peryklesa. Spotkaliśmy się tu, pogrążeni w smutku, aby wspólnie pożegnać wielkiego człowieka jakim był Perykles, którego śmierć jest dla nas wszystkich ogromnym ciosem. Jest nam niezwykle ciężko rozstać się z tak wielkim wodzem, politykiem, twórcą demokracji ateńskiej i wspaniałym mówcą, zapewne
Czego nauczył nas nasz ukochany Tata Romek Sopek Moja mowa pogrzebowa dla Taty - 7 marzec 2105. Nauczył nas, co znaczy było bardzo trudne, gdyż większość życia przepracował w czasach, w których owoce tej pracy nie służyły tym, którym służyć powinny. A jednak potrafił pokazać (i to zawsze przykładem), że wartość pracy jest nie zawsze w jej bezpośrednim rezultacie – że tkwi ona w wartościach większych: w uczciwości zawodowej, w dobrym wykształceniu, w rzetelności działania, w unikaniu politykowania w pracy i przez pracę, czy wreszcie w unikaniu jak ognia lenistwa, które tak psuje ludzką duszę. Nauczył nas też, szczególnie, gdy mieszkaliśmy w Gorzowie, czym jest i jaką ma wartość odpoczynek, a szczególnie w przyrodzie. Kiedy w tym szczególnym dniu o tym dziś myślę - jak ta sfera życia Taty wyglądała, na myśl przychodzi mi jedynie fragment z Norwida: jest „…praca- by się zmartwychwstało” … Nauczył nas skromności i pokory Zapewne nikt, kto znał Romka nie widział, ani nie słyszał go przechwalającego się swoim zasługami, osiągnięciami – i to w sprawach małych, domowych, ale i też tych zawodowych. Nie mam dziś żadnej wątpliwości, że to do Taty jak do nikogo innego stosują się słowa: …błogosławieni cisi i pokornego serca, albowiem oni posiądą ziemię” Tak szczerze mówiąc, tej skromności będzie nas uczył jeszcze bardzo długo – pozornie tylko już między nami nie obecny … Nauczył nas dobrego humoru Kiedy dokładnie tydzień temu, w poprzednią sobotę żegnaliśmy się przed moim wyjazdem, Romek, bardzo już przecież słaby wyszeptał z uśmiechem: pamiętaj, że Cię zapraszam, ja pytam „na co mnie zapraszasz?” – Romek: „No jak to na co – na wódkę!” Ten dobry humor u Romka, nawet gdy już tak długo cierpiał – był znakiem wielkiego dystansu do siebie samego … Myślę, że i tego będzie nas jeszcze długo uczył … Słabo z tym czasami u nas… Nauczył nas, iż niema większej wartości ponad rodzinę To właśnie Tacie zawdzięczam taką prostą i oczywistą, a jak często zapominaną myśl, że jesteśmy tu na tej ziemi tylko dzięki naszym rodzicom, naszym dziadkom, pradziadkom i wszystkim naszym przodkom aż do początków cywilizacji, jak również myśl (znów przekazaną nam przez Romka przykładem), że obowiązkiem naszym jest to światło istnienia w najoczywistszym wymiarze – nieść dalej – zakładając rodziny, rodząc i wychowując i wspierając dzieci… Nauczył nas, że tak naprawdę tylko to po nas istotnego pozostanie tu na ziemi… Nauczył tego, że dbanie o rodzinę nie jest funkcją tylko materialnych wartości, ale czegoś tak bardzo zwykłego i powszedniego, a tak często zapominanego: dobroci, tolerancji, codziennej troski … Nie mam żadnej wątpliwości, że ta nauka Romka będzie jeszcze długo wybrzmiewać… Nauczył nas tolerancji i poszanowania wolności drugiego… Wychowując nas, nigdy niczego nie narzucał. Sugerował, popierał, krytykował, ale ostatecznie wolność wyboru zostawiał nam. Na dobre i na złe. Jak wiemy, miał Romek po dziadku bardzo określone poglądy, ale nigdy nie posuwał się do nietolerancji, nawet wobec ludzi, którzy w tamtych złych czasach wybierali drogę przeciwnych wartości, niż te, które On i Jego Ojciec i całą nasza rodzina – wyznawali. Potrafił zrozumieć nawet tych, którzy mylnie czytając jego postawę, w czasach początków naszej wolności, tu w Łodzi, brali go za swojego wroga. Będąc przez nich skrzywdzonym nie stracił wiary w Solidarność i w sens całej naszej do wolności drogi… To jakiś paradoks, ale w tak podzielonej dziś Polsce - jak bardzo potrzebna będzie nam ta nauka tolerancji…. Nauczył nas tego, że gdy zbłądzimy możemy zawsze jeszcze dobrą drogę odnaleźć Pamiętam rozmowę z Tatą, teraz to będzie już pewnie jakieś dziesiątki lat temu, w której w bardzo rzadki dla niego sposób mówił mi, że o ile potrafimy przeprosić i zadośćuczynić za coś złego, nigdy nie jest za późno na poprawę siebie i naszych relacji z innymi. Ale mówił też, że z tym się nie zwleka, że moment, w którym zdamy sobie sprawę co robimy – powinien być momentem powrotu do dobrego. Nie „kiedyś tam”. Ta nauka pozostanie z nami na zawsze i to chcielibyśmy przekazać naszym dzieciom i wnukom…. Nauczył nas nie poddawania się do końca Jak wiemy wszyscy Tato cierpiał długie, bardzo długie lata. Ponieważ nigdy nie żalił się na swój los, ani nigdy nie buntował się przeciw niemu – można by pomyśleć, że się poddał. Nic podobnego! Kiedy znalazł się w szpitalu trzy tygodnie temu, był bardzo nerwowy, gdyż myślał, że chcą tam mu jakąś krzywdę zrobić. Kiedy Mama uspokoiła go i wytłumaczyła – wyjaśnił, o co chodziło – „przecież ja jeszcze chcę sobie pożyć”. Pomyślmy, wielu ludzi w takim stanie poddaje się i chce skończyć cierpienie. Tato widział to, co w życiu najważniejsze – życie samo – widzenie i czucie świata, myśli, spotkania z bliskimi bez względu na stan, a nawet znoszenie bólu - i w tym właśnie sensie – nigdy się nie poddał. Ale też nauczył nas tego, że ostatecznie poddać się musimy W tej postawie naszego Taty tkwi esencja życia. Ostatecznie musimy wszyscy z tego świata odejść. W tym sensie poddać się musimy. Nie ma takiej siły, jaka zapewniłaby nam na tym świecie wieczność, siłę i zdrowie… Ale jeśli nie będzie to kapitulacja, ani też krzyk buntu, ani szaleństwo lęku, ale pokorne stawianie czoła najgorszym fizycznym ograniczeniom; jeśli jest to pełna świadomość wszystkiego wokoło – to w tym jest prawdziwe zwycięstwo. Tak było, każdy, kto przebywał nawet krótko z Romkiem w tych ostatnich latach wiedział, iż nie mogąc już nawet mówić, rozumiał doskonale wszystko, co z Nim i wokół niego się działo. W tym sensie Romek dał nam największą i najważniejszą z lekcji, jakie mógł zostawić nam Ojciec, Mąż, wujek, sąsiad, znajomy, człowiek – lekcję umierania …Tato był poetą… Trudno wielu być może w to uwierzyć, ale tak, Romek tworzył prostą, jak obrazy Nikifora, poezję. Niemal wyłączną tematyką tej poezji było życie rodzin i tej, z jakiej się wywodził i tej jaką sam stworzył i tych jakie zapoczątkował w nas. I dlatego chciałby tę dzisiejszą laudację zakończyć trzema fragmentami z jego utworów. Pierwszy dłuższy poemat zaczynał się tak: Była kiedyś w wiejskim rudzkim siółku Rodzina Sopek, żyli w jednym podwórku. Pradziad Grzegorz to rolnik rasowy, O złej pracy na roli nie mogło być mowy. Na jeden z kolejnych zjazdów rodzinnych napisał te wersy:Mama każdego z osobna czule nas pożegna, Słowa dobroci nam wypowie. Jak złego ustrzec się poradzi, Mówiąc nam "Niech Was Bóg prowadzi". Takimi słowy nas żegnała, A każdemu do walizki coś wkładała. Dzieliła się czym mogła i czym miała, Bo wszystkich nas jednakowo kochała. A gdy nadszedł czas życia w "jesieni" zostali sami - i tego nikt nie zmieni. Taka jest bowiem kolej życia naszego, Że starość ustępuje na rzecz młodego. Ale już prawdziwie legendarny w naszej rodzinie jest pełen humoru poemat „Na Wesoło” Przeczytam tylko fragment: Wyjechali z Rudki Marysia, Janusz, Lolek, Romek, Mietek i Władek, Przybyli do miasta, na wsi został Dziadek. Romek, Lolek, Janusz, zostali technikiem. Marysia farmaceutą, Mietek lekarzem, Pułkownikiem Władek, rolnikiem - Dziadek. Romek, Lolek, Janusz bywali w teatrze, Na koncercie Marysia, w kawiarni Mietek, Władek, A w stajni i oborze zostali Babcia i Dziadek. Romek, Lolek, Janusz pijali szampana, Koniak pili Mietek, Władek. Czarna kawę Marysia, a maślankę Dziadek. (…) Wszyscy maja brzuszki, Sił nabiera Mietek, Władek, Rumieńce ma Marysia, Szczupły tylko pewien, że Romek uśmiecha się dziś do nas wiedząc, że tak bardzo wszystko ceniliśmy jego ten jego przedni humor. I pozwólcie, że właśnie TYM radosnym akcentem zakończę tę mowę…..
. 138829266467398564441